Niedawno na jednym z
portali fotograficznych trafiłem na stwierdzenie, że kompozycja
jest właściwie nauką ścisłą. W pierwszej chwili pomyślałem,
że tak - jest w tym dużo prawdy. Jeśli weźmiemy pod uwagę, że
jej podstawowe zasady to przede wszystkim zbiór różnych podziałów
kadru, które da się opisać matematycznie, to jak najbardziej jest
to prawda. Tylko, że kompozycja na podziałach kadru się nie
kończy. Opanowanie królującej obecnie zasady trójpodziału kadru,
wcale nie gwarantuje, że zdjęcie będzie udane, a zastosowanie
trudniejszej zasady złotego podziału nie sprawi, że powstanie
dzieło sztuki. Mylące jest też to, że konkretne podziały są
często nazywane "zasadami". Wydawać by się mogło więc,
że ich zastosowanie to złoty środek na dobre zdjęcie. Aby
uświadomić moim studentom, że wcale tak nie jest prezentuję im
podczas zajęć tę fotografię:
Annie Leibovitz - Whoopie
Goldberg
Powyższe zdjęcie nie
tylko nie stosuje się do żadnej "zasady" kompozycji, ale
zawiera elementy, które w kompozycji są wręcz niedopuszczalne. A
jednak jestem pewien że 90% z Was widziało ją już wiele razy i na
pewno zdaje sobie sprawę z tego, że to fotografia ikoniczna lub jak
kto woli - klasyka. Uważam, że sama znajomość "zasad”
kompozycji, to jakieś 10% sukcesu. Powiedziałbym wręcz i tak to
też tłumaczę na moich zajęciach, że "zasady" owe
należy traktować bardziej jak podpowiedzi niż jak receptę na
dobrą fotografię. Chciałbym w tym miejscu postawić sprawę jasno
- moim zdaniem kompozycja fotografii to najważniejszy jej element i
to ona na prawdę decyduje o tym, czy zdjęcie jest dobre czy nie.
Dysonans? Czyżbym jednym zdaniem zaprzeczył całemu poprzedzającemu
wywodowi? Zwróćcie proszę uwagę na fakt, że dotąd pisałem o
"zasadach" kompozycji, w tym o wspomnianych podziałach
takich jak: złoty podział, trójpodział, podział diagonalny,
kompozycje skośne, spirala Fibbonaciego. Kompozycja jednak wcale się
na nich nie kończy. Kto posiadł o nich wiedzę i myśli że to już
wszystko w tym temacie, grubo się myli. Najlepszym źródłem
pisanym jakie znalazłem dotąd na temat kompozycji to książka
Pawła Wójcika Kompozycja Obrazu Fotograficznego. Jest to
stosunkowo niewielka, niespełna 100 stronicowa książeczka wydana
jeszcze w 1990 roku. Oczywiście źródeł jest pełno, również w
internecie znajdziecie sporo. Sam mam jeszcze inne, niż pisane
źródła wiedzy. Swego czasu miałem okazję parokrotnie rozmawiać
na tematy kompozycyjne z panem Rafałem Jasionowiczem - artystą
fotografikiem, który jest ekspertem od tego zagadnienia. Jestem też
na tyle bezczelny, że raz po raz w chwili wolnej przejdę się do
sali, gdzie prowadzone są zajęcia z malarstwa, żeby posłuchać,
jak moje koleżanki z pracy rozpatrują kompozycje obrazów
malarskich. Dzięki tak różnym źródłom z których korzystam, a
także faktem tego, że rocznie recenzuje setki fotografii moich
studentów, wiem że dalsza, głębsza część zagadnień
kompozycyjnych, nie tylko nie jest "nauką ścisłą", ale
wręcz rzeczą w 100% indywidualną dla każdego jednego obrazu.
Czym jest więc ta
kompozycja? Generalnie nie lubię definicji, ale specjalnie dla Was
podejmę próbę zdefiniowania jej po swojemu: Kompozycja
fotograficzna to świadomy rozkład elementów w granicach kadru,
wykonany tak, aby prowadzić po nim wzrok widza w sposób jakiego
chciał autor.
Niebezpieczna definicja,
co? Zakłada bowiem, że każdy autor może powiedzieć: no ale
przecież to jest dobra kompozycja, bo jest dokładnie taka jakiej
chciałem. I zgadza się, inną kwestią do opisania w następnych
postach jest to, czy to czego chciał autor, działa na widza tak,
jak sobie tego życzył.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz