wtorek, 16 czerwca 2015

Kompozycja od linijki

Dzisiaj wszystko trzeba klasyfikować i szufladkować. To się nazywa tak, a tamto tak. Jak mam młotek, to jestem młotkowym, jak patelnię to kucharzem, a jak aparat, no to wiadomo ... artystą! Dziś Panie i Panowie młotkowi, kucharze i artyści chciałem poświęcić parę słów znaczeniu linii w kompozycji. Mądrzy ludzie pewnie powiedzą, że to kompozycje liniowe, niech i tak więc będzie. Zacznijmy może od najprostszej funkcji jaką może pełnić linia, czyli od podziału kadru.


Powyższa linia dzieli nam kadr na dwie równe części. Wyobraźmy sobie, że tą linią jest horyzont. Dość powszechnym zagraniem u początkujących fotografów jest puszczenie go przez środek kadru. Powyżej dramatyczne chmury, poniżej mieniące się pole kukurydzy. Na co w takim kadrze autor zwraca naszą uwagę, trudno wywróżyć. Wzrok widza miota się między jedną a drugą częścią, nie wiedząc dokładnie "co autor miał na myśli". Dużo sensowniejsze będzie takie rozwiązanie w którym decydujemy się na którąś z części. Choćby w taki sposób:


Na tym diagramie autor zwraca naszą uwagę na pole kukurydzy, uznając jednocześnie, że dla samego zdjęcia jest ono ważniejsze niż dramatyczne niebo. Poniżej sytuacja zgoła odwrotna:

 
Na zdjęciu pojawiają się nam dodatkowo trzy sylwetki drzew. Zwracają one oczywiście uwagę widza, gdyż są najmocniejszym elementem kompozycji. Wykorzystują zarówno kontrast formy, jak i kontrast tonów, o których pisałem już w poprzednim wpisie. Oczywiście tymi prostymi zabiegami można się bawić. Jak na przykład tutaj:


Niby to autor, czyli ja, pozostawił więcej miejsca rosnącemu zbożu, a jednak ostrość ustawił na nieskończoność, pozostawiając pierwszy plan poza głębią. Zagranie to służyło podkreśleniu roli linii horyzontu i subtelnemu zwróceniu uwagi na dwa wcięcia w tej linii spowodowane kołami maszyny rolniczej.


Linia może też pełnić funkcję prowadnicy "zahaczającej" wzrok widza i prowadzącej go do konkretnego miejsca w kadrze. Wyobraźmy sobie drogę górską, która wije się serpentynami. Na jej końcu stoi domek, i to właśnie on będzie w takiej kompozycji najważniejszym elementem. 


Oczywiście wiele linii, najlepiej prostych spotęguje ten efekt. Taką sytuację możemy spotkać przy zdjęciach dróg i torów kolejowych. Naturalnie układające się kompozycje i "ciągnące" wzrok widza w dal linie. Poniżej przykład fotografii która wykorzystuje tą zasadę, choć torowiska tu nie uświadczycie:


Jeśli jednak przypatrzymy się mocniej, jest tu jeszcze jedno zagadnienie, o które warto poszerzyć ten wpis. Poza liniami, które tworzą cienie, pojawia się też ciemna pozioma linia nie tyle co horyzontu, ale miejsca gdzie zlewają się wszelkie cienie lasu. Ta linia tworzy swego rodzaju mur, który nie pozwala wzrokowi uciekać dalej, zatrzymuje go na swojej własnej wysokości. Moim zdaniem w przypadku tej konkretnej fotografii linia ta dobrze działa na kompozycję, nie pozwala bowiem uciekać wzrokowi poza kadr, zatrzymuje go w jego granicach, co w 90% przypadków jest rzeczą pożądaną. Nie trudno jednak wyobrazić sobie sytuację gdy taka linia działa negatywnie na kompozycję:


Kółko symbolizuje tutaj punkt, na który chcemy zwrócić uwagę. Linie jednak nie mogą doprowadzić do niego wzroku, gdyż blokuje je piąta linia ułożona do nich prostopadle. Sytuacja jest kiepska - taka kompozycja będzie raczej nieprzyjemna dla oka. Przykładu niestety nie znalazłem, a przydałby się.

Do następnego postu

2 komentarze:

  1. Hm.. wpis całkowicie neutralny, jednak kompozycje z linią przebiegającą przez środek kadru są bardzo często traktowane po macoszemu. A czy na przykład używając ich świadomie, lub celowo wtykając palce w obiektyw ergo robiąc wszystkie podstawowe 'błędy początkującego' fotografa, nie bylibyśmy Nikiforami fotografii ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nikt nie twierdzi, że kompozycje z linią przebiegającą przez sam środek kadru, czy to w pionie, czy w poziomie są błędne. Ba! Osobiście uważam, że nie istnieje takie zagranie w kompozycji, które jest z gruntu błędne. Weźmy na przykład zdjęcie odbicia drzew w tafli jeziora - ułożenie linii styku przez sam środek kadru jest jak najbardziej uzasadnione. Z byciem Nikiforem fotografii jest taki problem, że poza maluśkimi wyjątkami, większość fotografujących to prymitywiści, sam też się do tej grupy zaliczam. Prymitywiści pod względem braku papierka ukończenia uczelni artystycznej. Cóż jednak począć, gdy sam parokrotnie spotkałem się z absolwentami fotografii, którzy poza tak zwaną "świadomością artystyczną" wiedzą nie świecili. Problem ów opisał inny absolwent fotografii, mój dobry z resztą kolega "Więcej nauczyłem się z książek we własnym zakresie, niż na studiach". Bądźmy więc Nikiforami, ale tak jak i sam Nikifor miejmy świadomość, tego co robimy.

      Usuń

Bardziej prawdopodobne, że nie jesteśmy wyjątkowi

Ostatnimi czasy, w przypływie jesiennej melancholii, w mojej głowie urodziły się pomysły na prace, których temat zgłębiam już od dobrze paru...