Artysta, rzemieślnik,
artysta fotograf, artysta wizualny, fotografik a nawet artysta
fotografik - kto jest kim? Czy artysta musi być
uprzednio rzemieślnikiem i czy musi mieć „coś do powiedzenia”?
Czym różni się fotografik od artysty fotografika? Czy fotografik
to fotograf, który zna się też na grafice i czy koniecznie musi
być już martwy? I kim w ogóle jest artysta wizualny?
Odlot! Pogubiliście się?
Ani trochę się nie dziwię.
z cyklu Perspektywa Kosmiczna
W 2010 roku zakończyłem
moje podstawowe studia, które ciągnęły się niemożebnie, bo nie
byłem nazbyt pracowitym i zdolnym studentem. Odbywałem je na
Wydziale Neofilologii UAM, a pracę magisterską pisałem u jednego z
najlepszych językoznawców w kraju – profesora Jerzego
Bańczerowskiego. Profesor budził respekt zarówno swoją wiedzą,
trzeźwością umysłu, błyskotliwością jak i tym, że do
wszystkich mówił podniesionym głosem. Na seminarium magisterskim
postanowiłem dostosować się do tej metody komunikacji, więc obaj
rozmawialiśmy ze sobą podniesionymi głosami na poważne, nie tylko
językoznawcze tematy, aż gardło bolało.
W grudniu 2016 roku
zostałem przyjęty do Związku Polskich Artystów Fotografików.
Otrzymałem tytuł „artysty fotografika” i bez większej
refleksji postanowiłem używać go w swoich biogramach, bo to w
końcu tytuł. Refleksja przyszła, gdy z czasem zacząłem zauważać,
że słowo fotografik używane jest na lewo i prawo w formie
zamiennika słowa fotograf, tyle tylko że fotografik brzmi bardziej
dumnie i poważnie. Zdarzało mi się też słyszeć stwierdzenia, że
ktoś „uprawia fotografikę”, albo że „prawdziwy fotografik to
taki, co łączy fotografię i grafikę”. Pod koniec zeszłego roku
trafiłem natomiast na dający do myślenia artykuł Joanny
Kinowskiej na jej blogu „Miejsce Fotografii” i powoli zacząłem
sobie to wszystko układać.
bez tytułu
Mamy sierpień roku 2019
i w ciągu ostatnich tygodni na temat nomenklatury fotograficznej
trafiłem co najmniej parę razy. Najpierw kolega Tadek, przy piwie,
stwierdził, że fotografa artystę od fotografa można odróżnić
tym, że ma on, w przeciwieństwie do fotografa rzemieślnika, coś
do powiedzenia. Pogląd ten, choć dla mnie zrozumiały, bo sam
kiedyś tak myślałem, jest raczej dość powierzchowny i w bardzo
niesprawiedliwy sposób traktuje nie tylko fotografów rzemieślników,
ale również sporą część uznanych artystów. Po paru dniach na
Fotoblogii pojawił się artykuł pani Justyny Koczur-Czarny, w
którym dowodzi ona, że artysta fotograf to stopień wyżej niż
fotograf rzemieślnik. Ten iście bułhakowski sposób rozumowania
nie spodobał mi się na tyle, że pokusiłem się o napisanie
komentarza pod owym artykułem, co robię niezwykle rzadko.
O co tu w ogóle chodzi?
Otóż w 1927 roku na światło dzienne wypłynął termin
„fotografik”. Autorem tego, istniejącego tylko w języku polskim
pojęcia jest Jan Bułhak, a jego motywacja to odróżnienie
fotografa rzemieślnika od artysty. Tak więc w czasach Bułhaka
„fotografik” to nikt inny jak „artysta fotograf”. Termin
został stworzony sztucznie i był czystą zagrywką marketingową,
która miała na celu powstanie elitarnego środowiska artystów.
Kłopot w tym, że Bułhak był piktorialistą, a piktorializm
dominującą, jeśli nie jedyną dziedziną fotografii artystycznej.
Stąd Joanna Kinowska postuluje przypisanie terminu „fotografik”
tylko i wyłącznie piktorialistom. Jest to o tyle ciekawe, że parę
lat temu miałem niebywałą przyjemność poznać, nieżyjącego już
niestety, Mieczysława Wielomskiego – założyciela i szefa
organizacji o nazwie Piktorial Team. Piktorial Team zajmował się
dziedziną zwaną modern lub neopiktorializmem, czyli współczesną
inkarnacją piktorializmu. Jeśli więc Joanna Kinowska ma słuszność
i jeśli nie ograniczać się argumentem historycznym to członkom
tej organizacji również należy się określenie „fotografik”,
ewentualnie „neofotografik”. Jeśli jednak chcemy użyć argumentu
historycznego, to w jaki sposób ograniczyć go tylko do piktorializmu? W
końcu piktorializm, fotografika i fotografia artystyczna były w
owym czasie niemal synonimami, czyli posiadały wspólne pole
semantyczne. Tyle tylko, że piktorializm to nurt, który miał nawet
własne zasady sformułowane przez Roberta Demach'ego w 1907 roku na łamach
Camera Work (przyznam, że nie udało mi się tego
zweryfikować, powtarzam za stroną Pictorial Teamu), tak więc jego
pole znaczeniowe miało wyraźnie zarysowane granice, co oznacza że nie mogło się powiększać. Natomiast pola znaczeniowe pojęć "fotografii
artystycznej" i "fotografiki" nie miały takich ograniczeń. Gdzie i na jakich zasadach mamy więc postawić granicę w historii do której uznajemy istnienie "fotografiki", a za którą już tylko "fotografii artystycznej"? Przyznam, że całe te rozważania stawiają w ciekawym
kontekście wypowiedź jednego z moich byłych kolegów, uzbrojonego
w tytuł dr-a habilitowanego sztuki, który na jednej z rad Wydziału
Architektury powiedział, że moje zajęcia powinny być zajęciami z
fotografiki, a nie z fotografii.
Różnica między
fotografem rzemieślnikiem, a artystą fotografem jest chyba dość
jasna. To przecież to natchnienie, ta metafizyczna iskra i przekaz
zawarty w dziele sprawia, że ktoś przestaje być rzemieślnikiem, a
staje się artystą. Powszechnie wiadomo, że autor to ktoś, kto coś
zrobi pod swoim nazwiskiem, twórca to ten, co tworzy, a artysta, to
ten co posiada nieosiągalną dla innych metafizyczną wiedzę na
każdy temat, o którym pomyśli. Najlepsze w tym wszystkim jest to,
że to pogląd dość powszechny i oczywiście kompletnie
nieprawdziwy. W czasach, gdy nie było fotografii, nie było
malarstwa abstrakcyjnego, artystą był właściwie każdy twórca,
byli oczywiście artyści lepsi i gorsi, ale wątpię, żeby ktoś
dywagował, czy William Turner, malując okręty i sceny
marynistyczne jest natchnionym artystą czy tylko malarzem. Matejko?
Sprawny malarz czy artysta? A może pojęcie
„artysta” to taki sam, jak „fotografik” choć naturalnie
wypływający z historii sztuki, zabieg marketingowy?
Samopodobieństwo
Warsztat artysty,
wiadomo - rzecz niezbędna, bez niego żaden z artystów nie może
być artystą. Logiczne więc, że Justyna Kocur-Czarny w swoim
artykule na Fotoblogii słusznie dowodzi, że aby stać się artystą
fotografem, trzeba uprzednio być dobrym fotografem rzemieślnikiem.
Kłopot w tym, że warsztat artysty fotografa i fotografa
rzemieślnika jest zupełnie inny. I nie mam na myśli tego, że
rzemieślnik zna się na oświetleniu, na pamięć wykuł instrukcję
obsługi aparatu, posługuje się Photoshopem i ma światłomierz w
oczach, a artysta zna, dajmy na to techniki szlachetne. Warsztat
artysty nie musi i raczej w większości przypadków nie jest oparty
o świat materialny, to może być wiedza, wrażliwość, umiejętność
unikalnego postrzegania świata, a prace artystyczne mogą, ale wcale
nie muszą być dopracowanymi technicznie popisami umiejętności.
Żeby to zrozumieć wystarczy wizyta w najbliższej galerii sztuki.
Artystą też nie musi być ktoś, kto „ma coś do powiedzenia”.
Jeśli tak jest, chciałbym poznać przekaz dzieł Jacksona Pollocka
lub Francisa Bacona. A przede wszystkim, co jeśli twórca zdaje
sobie sprawę z tego, że sztuka odbierana jest wielowymiarowo i
indywidualnie? Jeśli jego celem jest możliwość interpretowania
prac przez widzów na swój własny, indywidualny sposób, czy to
jest jeszcze działalność artystyczna, czy już nie?
Język jakim się
posługujemy jest lustrem odbijającym naszą codzienność.
Kształtują go nasze poglądy, pragnienia, wiedza, kultura i
ewolucja. Słyszeliście, że istnieje plemię Eskimosów, które w swoim
języku ma paręnaście określeń na śnieg, ale ani jednego na
plażę? Ten przykład pokazuje jak naturalnie w stosunku do naszych
potrzeb kształtuje się język. Niezaprzeczalne jest, że pojęcie
„fotografik” jest pojęciem sztucznym, osobiście myślę, że
choć powstały inaczej, „artysta” również. Jednak, co widać
po opisanym przeze mnie bałaganie, istnieje potrzeba rozróżnienia
artysty od rzemieślnika, fotografa od artysty fotografa. Gdyby było
inaczej, pojęcia te roztopiłyby się same jak zeszłoroczny,
eskimoski śnieg w dobie globalnego ocieplenia. Język kształtuje
się naturalnie i nie zmienimy go nakazami i zakazami stosowania
pojęć, a tym bardziej sztucznym określaniem ich granic
semantycznych. Próbowały tego władze PRL, jednak o "zwisie męskim prostym" mówimy dziś już tylko w kontekście żartu. I tak: do aktualnego chaosu doprowadziły właśnie takie
próby. Jeśli ktoś więc chce „uprawiać fotografikę”,
określać się „artystą wizualnym” czy będąc członkiem ZPAF
„artystą fotografikiem” (jest to oficjalny tytuł ZPAF, w wolnym
tłumaczeniu: artysta artysta fotograf lub artysta fotograf do
kwadratu), to niech tak będzie. Nie dość że nie mam z tym problemu, to uważam że są okazje, gdzie użycie tego tytułu jest uzasadnione. I może lepiej pojęciom nie
przeszkadzać, niech ewoluują same.