piątek, 6 grudnia 2019

Konkurs fotograficzny? Nie dziękuję!

Próbowałem parę razy. Pierwsze „sukcesy” przyszły dość szybko: finał sekcji fotograficznej Ariano International Film Festival, II Miejsce w kategorii „Open” na Fine Art Photography Awards, pokaz cyfrowy w muzeum Luwru w ramach SeeMe Photo Awards, do tego jakieś pomniejsze wyróżnienia. Najpierw była radość z bycia docenionym, a potem jakiś taki niesmak. Do Ariano, które znajduje się na południu Włoch nawet pojechałem. Chciałem zobaczyć wystawę i uczestniczyć w ceremonii rozdania nagród. Wyobraźcie sobie moją minę, gdy po 2tys. kilometrów w samochodzie zobaczyłem prace finalistów wydrukowane na piance i powieszone w podwórzu jednej z kamienic, na sznurku, niczym pranie. W tym samym roku dostałem mailem dyplom i zdjęcie z tak zwanego pokazu w Luwrze. Ktoś napisał mi na Facebooku, że się przestraszył, że przedwcześnie zmarłem, bo wygląda to jak klepsydra.



Fine Art Photography Awards, najdłużej opierał się mojej krytyce, gdyż nazwa konkursu brzmi dumnie, zdobyłem drugie miejsce, co mi schlebiało, a moje prace pojawiły się tu i tam w różnych przekazach internetowych. Jednak moją nieufność wzbudziło podobieństwo do International Photography Awards pod kątem oprogramowania, zasad, prezentacji jury, nawet rozkładu strony internetowej. Pomyślałem więc, że może takich „odprysków” IPA jest więcej? A jakże: MonoVision Photography Awards, ND Awards, International Photography of the Year i Monochrome Awards. Zauważyłem nawet, że Moscow International Photo Awards i Budapest International Photo Awards używają nie tylko tego samego oprogramowania do zarządzani stroną, ale nawet tej samej czcionki w swoich logach. Czy to możliwe, że konkursy te służą przede wszystkim celom zarobkowym? Dlaczego wygrywają tylko wyidealizowane, „piękne” w ogólnym rozumieniu i często płytkie zdjęcia? Czy to możliwe, że zwycięzcy są wybierani na podstawie określonych marketingowo zasad działania takiej „firmy”, a nie wartości artystycznej? Czy tworzy się dziesiątki kategorii i rozdaje nieraz setki wyróżnień, tylko po to, żeby jak najwięcej osób, które wpłaciły wpisowe, poczuły się usatysfakcjonowane? Do tego wpisowe to minimum 10-20 euro! Żeby dolać oliwy do ognia niedawno trafiłem na artykuł w temacie niektórych konkursów, który poddaje pod wątpliwość ich uczciwość. Ponadto artykuł twierdzi, że większość z nich łączy jedna osoba, która jak się domyślam, całkiem nieźle na tym interesie zarabia.

Link tutaj: https://procounter.com.au/2018/03/27/photo-contests-a-cash-grab/

To oczywiście patologiczny przykład. Kłopot jednak nie leży w uczciwości organizatorów i szanownego jury. Kłopot leży w tym, że z dziedziny sztuki próbuje się zrobić sport, w którym można zdobyć medal złoty, srebrny lub brązowy. To prowadzi do konkurencji, a jak jest konkurencja, to uczestnicy szukają metod na zdobycie złota. Powstają więc fotografie, które stylistycznie przypominają te nagrodzone w poprzednich edycjach, szuka się tematów konkursowych, na które jury patrzy przychylniejszym okiem. W architekturze to będzie czarno biała fotografia o wysokim kontraście, w portrecie efektowny, mokry kolodion, najlepiej prezentujący twarz znanego aktora, lub fotografia stylizowana na malarstwo, w reportażu natomiast ujmująca za serducho historia niepełnosprawnej dziewczynki. Wszystkie te schematy robią się aż nadto przewidywalne.



Jest jeszcze jeden aspekt, który wyniosłem niedawno z krótkiej rozmowy z Maciejem Mańkowskim. Od pewnego momentu rozwoju artystycznego uczestnictwo w konkursach to poddawanie pod ocenę swoich prac ludziom, którzy nie koniecznie myślą tymi samymi kategoriami, lub może nawet mają mniejszą od nas wiedzę. Oznacza to, że uczestnik musi się wpasować w wizję i poglądy jury, a jeśli przedstawi pracę wykraczającą poza ten zbiór, choćby w rzeczywistości była nowatorska, genialna i głęboka artystycznie, najprawdopodobniej zostanie odrzucony. Dobry przykład to, wspominana już na tym blogu moja przygoda z kapitułą Fotoklubu RP, która fotografie nawiązujące technicznie i stylistycznie do prac Stanisława Wosia i Krzysztofa Pruszkowskiego określiła jako ciekawe, ale zbyt graficzne, a za mało ... fotograficzne. Od siebie powiem jeszcze, że nie tylko twierdzę, iż uczestnictwo w konkursach o tradycyjnej formule nie ma sensu, większość z nich, a już na pewno te wymieniane w pierwszych akapitach wpisu, jest po prostu szkodliwa dla medium fotografii.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Bardziej prawdopodobne, że nie jesteśmy wyjątkowi

Ostatnimi czasy, w przypływie jesiennej melancholii, w mojej głowie urodziły się pomysły na prace, których temat zgłębiam już od dobrze paru...