środa, 27 maja 2015

TFP, czyli ludzie! Miejcie do siebie szacunek!

O tym, że zawód fotografa jest w dzisiejszych czasach uważany za coś co robi się z pasji, a za pasje i przyjemności się nie płaci, powstało już całe mnóstwo publikacji. Chodzą też o tym dowcipy i memy, a na fejsie powstają strony takie jak "Nie fotografuję za darmo". Niezliczoną ilość razy proponowano mi wykonanie zdjęć za prestiż, promocję, barter lub po prostu możliwość wzbogacenia portfolio. Za każdym razem, konsekwentnie odmawiałem tym propozycjom, mimo że zdaję sobie sprawę że promocja i prestiż to rzeczy bardzo potrzebne w prowadzeniu własnego biznesu. Dlaczego więc nigdy się nie skusiłem na zrobienie darmowej sesji np. markowej odzieży, skoro prestiż jest taki ważny. Otóż najgorsze co może spotkać przedsiębiorcę, w moim mniemaniu, to nie utrata zaufania swoich klientów, ale utrata ich szacunku. Zaufanie można odrobić, na przykład poprzez dobrą obsługę reklamacji, błędy w końcu zdarzają się każdemu, no chyba że ktoś nic nie robi. Utraty szacunku odrobić się nie da, a to jej właśnie brak może doprowadzić do upadku lub braku rozwoju firmy. 

Jak to działa? Wyobraźcie sobie, że dostaliście w prezencie 50zł, po paru dniach dostaliście kolejne 50 i następne tydzień później i tak przez jakiś czas. Chcąc nie chcąc po jakimś czasie zaczniecie uważać te prezenty za coś kompletnie normalnego, a że są to pieniądze, to można je uwzględnić w budżecie i na coś przeznaczyć. Co się stanie jeśli nagle prezenty ustaną? Oburzenie, złość i to najpewniej skierowana w tą osobę która te prezenty dawała. Tak właśnie działa rynek. Zleceniodawcy są przyzwyczajani do zastępu fotografów i modelek, którzy zrobią coś za prestiż, wzbogacenie portfolio, czyli z punktu widzenia zleceniodawcy, kompletnie za friko. Taki ktoś się rozwija, ma już po jakimś czasie porządne portfolio, może chce już aby fotografia stała się jego zawodem a tu nagle ściana. Nikt nie chce płacić. Nikt nie chce płacić nie tylko z tego powodu, że to takie powszechne, ale również z tego powodu, że dany delikwent wyrobił sobie opinie osoby pracującej za darmo, tfu za prestiż. Nie tylko więc szkodzi on ogółowi, ale również i sobie. Nie tylko utracił szacunek swoich potencjalnych klientów, ale najprawdopodobniej również własny szacunek do siebie samego.

No jak to! Przecież jestem taki dobry, a nikt nie chce mi za to płacić!

No tak, ale przecież jakoś trzeba zacząć, podpis pod zdjęciem w publikacji na pewno w tym pomoże, więc może warto pracować za taki właśnie podpis? Cóż, nie warto z dwóch podstawowych powodów. Pierwszy z nich, to fakt, że podpis pod zdjęciem to ustawowy obowiązek publikującego (tak, tak - nie musicie się o to prosić, to psi obowiązek, każdej osoby która coś publikuje), drugi to taki, że to żadna dla was promocja. Nie oszukujmy się, tylko nieliczni od samego początku robią tak genialne zdjęcia, że natychmiast powalają odbiorcę i zmuszają do telefonu ze zleceniem, a nawet jeśli to z reguły jest propozycja dalszej pracy za darmochę. Większość z nas długo musi pracować na własny, wyróżniający styl, na to coś, co sprawia że będziemy rozpoznawalni. Przez pierwszy okres działalności będziecie ginąć w tłumie, więc czy ten podpis jest na prawdę wart waszego czasu?

Jest jeszcze jedna sprawa. Zarobkowa część mojej działalności to szeroko pojęta fotografia reklamowa. Łączę ją z moją wiedzą na temat marketingu, oraz ze sztywnymi zasadami etycznymi, o których możecie poczytać w innych postach. Nie mam jakiegoś wielkiego stażu, ale na swoje zarobki narzekać nie mogę. Uważam też, całkiem obiektywnie, że nie jestem najlepszym fotografem świata, ale za to bardzo chciałbym się nim kiedyś stać. Tylko po swojemu, nie powielając ogólnie spotykany kicz. Wykonywanie zlecenia dla firmy, to nic innego jak zaspokajanie jej potrzeb. To znaczy, że robicie to co trzeba, nie to, co wasza inwencja twórcza by chciała. Nie dość więc że pracujecie za darmo, to jeszcze wykonujecie konkretne zadanie, PRACĘ!

Większość fotografów się z powyższym zgodzi. Zdarzają się jednak przypadki, które irytują mnie wybitnie. Otóż moja koleżanka jakiś czas temu dodała mnie do grupy na fejsie "Fotoogłoszenia Poznań". Nie byłem tam prawie w ogóle aktywny aż do dzisiaj, gdy pewien fotograf postanowił namówić modelki na pozowanie na zasadach TFP w projekcie ewidentnie komercyjnym. Przypomnę tylko co to w ogóle jest TFP. Z angielskiego oznacza "czas za zdjęcia", a w oryginale "czas za odbitki". Jest to rodzaj barteru, w którym modelka i fotograf umawiają się na wspólną sesję, w której fotograf płaci za pozowanie swoją pracą, a modelka płaci za zdjęcia swoim pozowaniem. Całość przy założeniu że reprezentują mniej więcej ten sam poziom i mają pewną wolność artystyczną. Jak więc widać taka współpraca może mieć wymiar artystyczny bądź edukacyjny, gdzie obie strony się uczą w praktyce, bądź tworzą. Co się jednak dzieje w opisanym powyżej przykładzie. Otóż jest sobie zleceniodawca, który zatrudnia fotografa za pieniądze, który to z kolei znajduje modelkę która pozuje za darmo i przekazuje swój wizerunek do reklamy tej firmy tylko za to, że właśnie tam może się znaleźć. Zleceniodawca oczywiście na tym zarabia przez długi czas, fotograf dostaje swoje wynagrodzenie, a modelka może się pochwalić koleżankom przy winku, że pozowała w markowych ciuchach. To jest nic innego jak wyłudzenie pracy, przypominam, pracy w której do zrealizowania jest konkretny komercyjny cel. 

Tylko, co mnie to właściwie obchodzi. Przecież nie mnie zaproponowano to pozowanie. Przyznacie na pewno, że sprawa jest co najmniej nieetyczna, ale to nie moja przecież sprawa. Otóż nie, to jest sprawa wszystkich tych, którzy pracują kreatywnie i na własny rachunek, bo takie działania kształtują, to znaczy psują rynek i to nie z powodów ekonomicznych, tylko z dawania firmom okazji do oszczędności kosztem zleceniobiorców. 

dobranoc :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Bardziej prawdopodobne, że nie jesteśmy wyjątkowi

Ostatnimi czasy, w przypływie jesiennej melancholii, w mojej głowie urodziły się pomysły na prace, których temat zgłębiam już od dobrze paru...