niedziela, 20 października 2019

Fotografia to nie język, czyli "co autor miał na myśli?"

Parę dni temu moja babcia obchodziła 90. urodziny. Z tej okazji został zorganizowany uroczysty obiad w restauracji, a potem wszyscy udali się do domu na kawę i ciasteczka. Jak to bywa przy takich okazjach średnia wieku osób przy stole była mniej więcej równa ilości sztucznych zębów. Pewna ciocia, która mnie parę dobrych lat nie widziała, postanowiła wypytać o mój zawód. Pytaniom nie było końca, opowiadałem więc o fotografowaniu śrubek i skarpetek, o zdjęciach pensjonatu w górach i lamp w parku o poranku. No i stało się, padło z głuchym tąpnięciem, padło słowo "artysta". Moja mama i babcia wstrzymały oddech, wujkowi zadrżała podnoszona do ust filiżanka z kawą, kot babci spadł z karnisza, czas się zatrzymał. Wziąłem głęboki wdech i poszedłem do biblioteki po stare portfolio i folder z którejś z moich wystaw, wręczyłem cioci i z uśmiechem powiedziałem, że jeśli cokolwiek, co robię jest działalnością artystyczną, to już raczej to. 

z cyklu Ciało

Zbiór emocji, jakie malowały się na twarzach osób wertujących strony albumu, był zaiste szeroki. Raz po raz wydawało się, że niektórzy są już bliscy wyartykułowania swoich myśli, ale cisza trwała. W końcu padło pytanie: "co autor miał na myśli?". No właśnie "co?".

z cyklu Mimesis

Pytanie "co autor miał na myśli?" zakłada, że fotografia, obraz jest rodzajem wypowiedzi. Zakłada, że osoba oglądająca ma zrozumieć intencje autora, odczytać ukryty w obrazie kod. Stąd już nie daleko do wniosku, że fotografia może być metodą komunikacji, rodzajem języka lub jakimś cudem swój język posiadać. Na mojej półce jest nawet książka autorstwa Davida DuChemin'a "Język fotografii". Książka słaba, nie polecam, nie tylko ze względu na tytuł. Podczas moich studiów poznałem dość zabawnie brzmiące pojęcie "wypowiedzi szczęśliwej". Jest to taka wypowiedź, która została zrozumiana przez odbiorcę, tak jak tego chciał nadawca. Wypowiedź szczęśliwa to komunikat, którego nadawca posługuje się tym samym kodem, jakim posługuje się odbiorca i w dodatku obaj interpretują ten kod w oparciu o tą samą umowę społeczną. Czy w fotografii jest to w ogóle możliwe? Posłużę się prostym przykładem wypowiedzi, która zawsze będzie szczęśliwa. 

"Pies zaszczekał" - z językowego punktu widzenia nie da się chyba tego nie zrozumieć tak jak tego chciał nadawca. Weźmy teraz fotografie, która jest równie prosta:


A jednak: widok jest piękny, czy kiczowaty? To wschód, czy zachód słońca? Jaka to pora roku? Gdzie to jest? Stopień niezrozumienia obrazu, nawet tak prostego, będzie zawsze o wiele większy ze względu na implikacje, jakie udokumentowana rzeczywistość prowokuje. Język ponadto ma cechę zwrotną. Odbiorca może natychmiast w tym samym kodzie nadać komunikat zwrotny tworząc w ten sposób komunikację. Spróbujcie pogadać z kimś przez messengera za pomocą zdjęć, a przekonacie się jak szybko "rozmowa" zejdzie na manowce. Odbiór fotografii uzależniony jest od kodu kulturowego, osobistego doświadczenia, stanu emocjonalnego, charakteru i poczucia estetyki odbiorcy. Jednym słowem tak jak nie ma dwóch takich samych fotografii, tak nie będzie też dwóch osób, które w identyczny sposób fotografie będą odbierać. Fotografia nie jest więc językiem, bo zdjęcia nie są komunikatem, a już na pewno nie będą wypowiedzią szczęśliwą. To jak je rozumiemy zależy więc nie tylko od tego co na nich jest, ale również od nas samych. Zamiast szukać więc usilnie motywów autora, może warto pomyśleć, co dana fotografia znaczy dla nas.

z cyklu Post Sapiens

Osobiście uważam i często o tym mówię, że motywy autora nie powinny być dla odbiorcy istotne. Jeśli dany obraz coś dla mnie znaczy, to nie będę się zastanawiał czy to rzeczywiście jest to, o czym myślał autor. To nie jest rebus. Stąd nigdy nie tłumaczę moich zdjęć, ale z uwagą słucham co odbiorcy mają na ich temat do powiedzenia.




Już w najbliższy wtorek nadarzy się ciekawa okazja do obejrzenia wystawy fotografii, które ani nie schlebiają widzom, nie tłumaczą się swoją wizualnością, nie próbują też udawać komunikatu. "Być może tak było" - wystawa Okręgu Wielkopolskiego ZPAF, której kuratorstwa podjął się dr Sławomir Tobis będzie miała swój wernisaż o godzinie 19:00 w galerii Starego Ratusza w Gnieźnie przy ul. Chrobrego 41. Serdecznie zapraszam, bo będzie co oglądać. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Bardziej prawdopodobne, że nie jesteśmy wyjątkowi

Ostatnimi czasy, w przypływie jesiennej melancholii, w mojej głowie urodziły się pomysły na prace, których temat zgłębiam już od dobrze paru...