Ostatnimi czasy, w przypływie jesiennej melancholii, w mojej głowie urodziły się pomysły na prace, których temat zgłębiam już od dobrze paru lat. Rzecz jest trudna, bo jak w sposób wizualny przedstawić swoje dylematy dotyczące naszej, uprzywilejowanej bądź nie, pozycji we Wszechświecie.
Po paru dniach funkcjonowania tego zestawu w przestrzeni internetowej, sformułowany przeze mnie tytuł można chyba uznać za kontrowersyjny. Co najmniej parę osób napisało mi, że się z takim stwierdzeniem nie zgadza, czemu ani trochę się nie dziwię. Lubimy czuć się wyjątkowi, lubimy mieć poczucie, że jesteśmy inni lub lepsi w czymś od innych. Lubimy myśleć o sobie jako o jednostkach wybranych, mających szczęście, inne spojrzenie na świat, a ponad wszystko lubimy mieć rację. Rzadko jednak zastanawiamy się nad konsekwencjami takiego samozadowolenia, życia w bańce samopotwierdzeń, unikania poglądów sprzecznych z naszymi, bądź niewygodnych. Od poczucia wyjątkowości blisko jest do poczucia wyższości, co wobec środowiska naturalnego non stop udowadniamy. Może warto więc rozważyć postulat o naszej wyjątkowości, nie tylko jako jednostek, ale także jako gatunku małpy?
Moje rozważania zaczynają się od religii i tego w jaki sposób stawia ona człowieka na uprzywilejowanej pozycji wobec świata naturalnego, jak tłumaczy nasz sens istnienia tym, że jesteśmy wybrani i cały świat został stworzony dla nas i jak mamy nim zarządzać i korzystać z jego owoców. Naturalnym krokiem dalej jest umiejscowienie naszej planety w wyjątkowym miejscu, ze Słońcem kręcącym się dookoła niej, a gdy okazało się że jest inaczej, umiejscowienie układu słonecznego na uprzywilejowanym miejscu w galaktyce, potem we wszechświecie. A prawda jest jednak taka, że jesteśmy ziarenkiem piasku, na jednej z setek miliardów plaż.
Więc nie jesteśmy wyjątkowi?
A jednak wszystko wskazuje na to, że życie jest bardzo rzadkie. Ciągle istnieje cień szansy, że możemy być sami, choćby w naszej galaktyce. Możliwe, że złożone formy życia występują wyjątkowo rzadko, a takie które wytworzyły cywilizacje są wręcz unikalne.
Czyli jesteśmy jednak wyjątkowi?
Procentowy skład chemiczny naszych ciał pokrywa się z grubsza z najczęściej występującymi pierwiastkami we wszechświecie. Nauka uważa, wyrażając to zasadą kosmologiczną, że wszechświat jest izotropowy, czyli że gdziekolwiek spojrzymy będzie on miał ten sam skład.
Więc jednak nie jesteśmy?
Wiemy, że nasza rzeczywistość jest taka, jaką ją obserwujemy dlatego, że pozwalają na to prawa fizyki i stałe kosmologiczne. Gdyby zmienić je choć troszkę, życie nie miałoby prawa powstać. Obliczono że prawdopodobieństwo ułożenia się praw fizyki w taki sposób, aby nasz wszechświat powstał to 1:10229. Czyli 1:1 z 229. zerami. Zasada antropiczna mówi, że aby wszechświat mógł być obserwowany, musi w nim istnieć obserwator. Możliwe więc, że nasz wszechświat jest jedynym, który podlega takim rozważaniom.
Musimy więc być wyjątkowi!
Ale mogło być tak, że wszechświat nie miał innego wyboru. Może stałe kosmologiczne, z powodu którego jeszcze nie znamy, nie mogły się inaczej ułożyć. Zgodnie z teorią przedstawianą przez profesora Lawrence'a Krauss'a, wszechświat może, dzięki fluktuacjom kwantowym, powstać dosłownie z niczego, nie naruszając żadnych praw fizyki, a więc nie mogą one być losowe. Możliwe, że nowe wszechświaty powstają non-stop i możliwe że wszystkie mają takie same prawa fizyki i stałe kosmologiczne.
Czyli jednak nie?
W 1992 roku profesor Stephen Hawking rozważając paradoksy związane z podróżami w czasie, w tym najtrudniejszy chyba „paradoks dziadka” teoretycznie uzasadnił dlaczego podróże w przeszłość w skali makroskopowej są niemożliwe. Nazwał to metaforycznie „Przypuszczeniem Ochrony Chronologii”. Każda więc sekunda naszego istnienia jest wyjątkowa, jedyna, pierwsza i ostania i nigdy się nie powtórzy. Nie mamy też nawet teoretycznej możliwości jej naprawienia.
Skoro jednak nasze życie jest wyjątkowe, dlaczego z taką zajadłością niszczymy świat, który je podtrzymuje?
Cały zestaw zobaczycie tutaj: https://impurephotography.eu/it-more-likely-were-not-special